Dzisiejsze czasy nie sprzyjają kościelnej muzyce. W epoce wszechobecnych dźwięków, kiedy muzyka dyktuje nastroje i humory, kiedy większość ludzi nie może się bez niej obejść (a przynajmniej tak się zdaje), muzyka kościelna - jak każda muzyka podlegająca tym samym prawom, a jednocześnie tak inna ze względu na swe przeznaczenie - ma się marnie. Nie myślimy też o niej. Raczej przyjmujemy, że jest pożyteczna - i przestajemy się nad nią zastanawiać. Traktujemy ją często - zwłaszcza księża - jako niekonieczny ozdobnik tekstu, który przecież można przeczytać. Może jesteśmy zbyt bezkrytyczni? Może nasze czasy nie doceniają kościelnej pieśni, ulegając zbytnio modom, chęci, żeby było "przyjemnie", bo przecież po to jest muzyka. Warto więc na chwilę, bez zniecierpliwienia, że ktoś rozszczepia włos na czworo, posłuchać tych, którzy liturgiczną muzykę nie tylko wykonywali, żyli nią, czerpali z niej, ale - co dziś rzadsze - poważnie o niej myśleli. Pozwólmy więc mówić wymownym świadkom, pozostawiając sobie tylko obowiązek krótkiego komentarza.